|
kwitnąca poinsecja (gwiazda betlejemska) w jednym z ogrodów przy szlaku |
Trasa (szlakiem Magna Via Francigena): Aragona> Comitini> Petra di Calathansuderj> Grotte> Racalmuto> Milena
Długość trasy: 25 km
Czas przejścia: 6 h
Nasz obiekt noclegowy w Aragonie zaliczony jest do kategorii B&B, a więc oprócz B. mamy zapewnione również B. To znaczy breakfast. Śniadanie rozwiązane jest w bardzo sprytny sposób- możemy mianowicie wybrać jeden z trzech barów położonych w odległości krótkiego spaceru od pensjonatu i zamówić tam bez dodatkowej opłaty kawę oraz cornetto, na przykład z kremem pistacjowym. W barze Europa 2, na który się zdecydowaliśmy, jest bardzo miło. Na pytanie czy chcę cioccolato do swojego cappuccino, odpowiadam że tak. I ani się obejrzę, a na piance z mleka będę miała sosem czekoladowym wymalowaną choinkę oraz gwiazdę betlejemską. W końcu dzisiaj Boże Narodzenie...
|
opuszczamy Aragonę... |
|
Aragona na wzgórzu za naszymi plecami |
Godzinę później jesteśmy w Comitini, miasteczku, którego nazwę wywodzi się romantycznie od arabskiego określenia ,,wzgórze fig". Jego lata największego rozwoju przypadają na XIX-wieczną rewolucję przemysłową i związane są- już mniej romantycznie- z wydobyciem siarki w okolicznych kopalniach. Świadectwo industrialnej przeszłości regionu widzieliśmy też zresztą w Aragonie. Tam, na skwerku przed Chiesa Madre, umieszczono rzeźbę zatytułowaną jak opowiadanie Pirandellego o prześladowanym robotniku pracującym przy wydobyciu: Ciàula scopre la Luna.
Dzisiejsze Comitini jest spokojne- tylko na Piazza Umberto I, gdzie działa bar, toczą się głośne rozmowy. Przy schodkach prowadzących do kościoła San Giacomo Maggiore ustawiono sycyliskim zwyczajem szopkę- ten rodzaj bożonarodzeniowej dekoracji jest tu dużo popularniejszy niż, o pogańskim przecież rodowodzie, choinka. Wyżej widać obraz z malowanych kafelków przedstawiający wydarzenia z 1859 r., kiedy to grupka tutejszych rewolucjonistów zatknęła na wznoszącej się w pobliżu miasteczka skale podobno pierwszą na Sycylii trójkolorową flagę zjednoczonych Włoch.
|
kościół San Giacomo przy Piazza Umberto I w Comitini |
|
Comitini, w tle San Giacomo Maggiore i widoczny na jego murze obraz upamiętniający czasy Risorgimento |
Szybko przechodzimy przez miasteczko, po czym wkraczamy ponownie w strefę poletek i sadów. Przyglądamy się podejrzliwie kwitnącemu na czerwono rozłożystemu krzewowi wystającemu zza bluszczowego żywopłotu otaczającego jedno z gospodarstw. Czy to przypadkiem nie wilczomlecz nadobny aka poisecja aka gwiazda betlejemska czyli la stella di Natale? Ta sama, która u nas sprzedawana jest w mikrych rozmiarów doniczkach...?!
Wspinamy się teraz na wzgórze, z którego doskonale widać nie tylko Aragonę i Comitini, ale także bardziej oddalone, ewidentnie przykryte śniegową czapą szczyty. Identyfikujemy je jako pasmo rozciągające się pomiędzy Santo Stefano Quisquina a San Giovanni Gemini, z najwyższym Monte Cammarata (1578 m n.p.m.) na czele.
|
Aragona i Comitini za nami |
|
widoczne w oddali ośnieżone szczyty... |
|
...i kwitnące kosaćce (Iris planifolia) na pierwszym planie. |
Zbliżamy się do obiektu w żaden sposób nieoznaczonego na mapie, ale wyglądającego bezspornie na obserwatorium astronomiczne. Skręcamy z drogi bitumicznej w gruntową. Ziemia ma kolor i konsystencję gliny, błyskawiczne okleja więc podeszwy butów, sprawiając że zaczynają one ważyć mniej więcej tyle co buty narciarskie. Początkowo jest to nawet zabawne, ale wkrótce okaże się, że z takimi glebami będziemy zmagali się non stop. Skaczemy po spłachetkach trawy, schodząc w kierunku widocznej na horyzoncie skały.
|
za nami Aragona, Comitini i obserwatorium astronomiczne |
Ta skała to Petra di Calathansuderj, samotne wzniesienie z wapienia, wokół którego (jak wskazują odnalezione tutaj tombe a forno- groby ,,piecowe" wykute w skale) już w czasach prehistorycznych istniała wioska. W okresie bizantyjskim (VI w. n.e.) w wapieniu wydrążono z kolei wielopoziomowy kompleks pomieszczeń i tuneli, co dało początek twierdzy, której zadaniem było kontrolowanie okolicznego terytorium i przecinających je szlaków komunikacyjnych. Skalne korytarze wykorzystywali później jeszcze Arabowie i Normanowie. Petra di Calathansuderj to również ta skała, na której rewolucjoniści z Comitini zamontowali tricolore, okazując swoje poparcie dla Garibaldiego.
|
Petra di Calathansuderj |
|
Petra di Calathansuderj |
|
Petra di Calathansuderj z bliska... |
|
...i w środku. |
Przy skale widać metalową podstawę, na której kiedyś musiała opierać się tablica informacyjna, aktualnie nieobecna. Kilka z wejść do wykutych w wapieniu pomieszczeń zostało zakratowanych, ale przez kolejne można swobodnie dostać się do środka. Połowa z nas zwleka z tym jednak, uważnie badając rosnący nieopodal olbrzymi sukulent z czerwonymi, nierozwiniętymi jeszcze kwiatostanami. Czy to ten niewinny, mały aloes, który hoduję w domu w doniczce...?
|
aloes w środowisku naturalnym |
Od Petra di Calathansuderj niedaleko już do Grotte. Miasteczko wyróżnia się ciekawym układem grafitowo-kremowej kostki brukowej, po deszczu lśniącej jak ceramiczne kafelki. Centrum brzęczy od gwaru rozmów, czuje się święto.
|
lekko ,,sprany" drogowskaz Magna Via Francigena |
|
główna ulica Grotte |
Grotte płynnie przechodzi w Racalmuto. Tutaj urodził się pisarz Leonardo Sciascia, który z papierosem w ręku wędruje ulicą Garibaldiego. Właśnie zakończyło się nabożeństwo w Santuario Madonna del Monte, tłum wylewa się więc na kamienne schody opadające do Piazza Umberto I. Plac przed katedrą zdobi olbrzymia, podświetlana w nocy gwiazda betlejemska. Dookoła niej jeździ świąteczna kolejka dla dzieci, a tuż obok zaparkował sanie Babbo Natale. Widząc nas, turystów z plecakami, grupka Sycylijczyków zgromadzonych przy saniach zaczyna zachęcać okrzykami i gestykulacją abyśmy zrobili sobie ze świętym Mikołajem zdjęcie. -Ma daaaiii...!!!- słyszymy jeszcze przy Castello Chiaramontano.
|
widok na Racalmuto |
|
Leonardo Sciascia przechadza się via Garibaldi |
|
katedra w Racalmuto |
|
Racalmuto, Castello Chiaramontano. |
Ostatni etap dzisiejszej wędrówki prowadzi częściowo asfaltem, ale głównie drogami z gliny. Na metę nie dojdziemy więc z czystymi butami... W drodze na wznoszącą się nad miejscowością Milena przełęczą Portella Biale (wg mapy 635, wg tabliczki terenowej 646 m n.p.m.) napotykamy za to miły akcent- kolorowe tabliczki z dodającymi animuszu komunikatami w różnych językach. Nie ma jeszcze tylko nic po polsku...
|
oznaczenie szlaku...
|
|
...i komunikaty dla hikerów
|
Docieramy w pobliże mielących skrzydłami powietrze wiatraków. Z przełęczy widać metę naszego dzisiejszego etapu. Jest nawet ławeczka z palet, na której można odpocząć i popodziwiać widoki. Chwilę oddajemy się tej czynności, a potem schodzimy w stronę Mileny.
|
ławeczka na przełęczy
|
|
Milena w dole...
|
|
...i wiatraki w górze.
|
|
Milena, Piazza Garibaldi
|
|
opuncje w Milenie
|
|
...i jeszcze więcej opuncji.
|
Avete già mangiato?- pyta z zatroskaniem nasza dzisiejsza gospodyni, Daniela. Kiedy odpowiadamy przecząco, oferuje nam świąteczny rosół, który ugotowała. Nie chcemy robić kłopotu i odpowiadamy, że przechodząc obok znajdującej się po drugiej stronie ulicy pizzerii, czuliśmy dochodzące stamtąd zapachy. Wygląda na to, że jest dzisiaj czynna. To ją trochę uspokaja, ale wieczorem i tak znajdziemy pod swoimi drzwiami talerz pełen słodkich wypieków (a wśród nich oczywiście cannolo).
A w pizzerii, jak się okazuje, nie można dzisiaj zamówić pizzy. Ale można za to zjeść zapiekany w sosie pomidorowo-bakłażanowym makaron cavatelli, czyli jedno z typowych dań sycylijskich. Odhaczamy zatem kolejną pozycję na liście ,,must eat" (w Agrigento była już caponata i busiate z pistacjowym pesto, a w Aragonie 'mbruliate). Lista jest jednak długa jak ogon gwiazdy betlejemskiej...
< następny post
poprzedni post >
Komentarze
Prześlij komentarz