Czerwone czapki na Malcie
W sobotę tuż po Mikołajkach zaplanowaliśmy udział w zawodach na orientację o jedynej słusznej w tych okolicznościach kalendarzowych nazwie: Rogaining Mikołajów. Do wyboru mieliśmy 4-godzinną trasę rowerową oraz trzy trasy piesze (3-, 5- i 8-godzinną). Zgodnie z przyświecającym nam od pierwszego Przejścia Dookoła Kotliny Jeleniogórskiej hasłem ,,przecież nie będziemy się wygłupiać" zapisaliśmy się oczywiście na tę najdłuższą.
W nocy przed startem połowie z nas przyśnił się koszmar. We śnie na trasę pieszą wzięła przez pomyłkę rower, a także obcierające stopy trampki. Bez skarpet. Tuż przed rozpoczęciem zawodów wsiadła natomiast nie wiedzieć czemu do autobusu, który wywiózł ją trzy kilometry dalej, na otoczoną ogrodzeniem budowlanym drogę. Sen nie okazał się na szczęście proroczy, ale przed wyjściem z domu sprawdziliśmy dwa razy dokładnie jakie obuwie założyliśmy oraz czy nie wleczemy ze sobą przypadkiem jakiegoś jednośladu...
Rogaining planowany był początkowo w pewnej lokalizacji ok. 50 km od Poznania, ale ostatecznie organizatorzy zdecydowali się go przeprowadzić w samym Poznaniu, z bazą nad Jeziorem Maltańskim. A więc na naszym terenie! Nie musimy nigdzie dojeżdżać, a w dodatku znamy okolicę, co- mamy nadzieję- zadziała na naszą korzyść.
Trzeba przyznać, że strzelińskie rogainingi trochę nas rozpieściły. Tam zawsze przed wyruszeniem na trasę otrzymujemy sporo czasu na analizę map i opracowanie strategii. Tutaj jest inaczej. Za dziesięć dziesiąta zaczyna się odprawa, pięć po dziesiątej następuje rozdanie map oraz... start. W dodatku dokumentacji kartograficznej jest dość sporo: dwie mapy-matki formatu A3 + 6 mniejszych, pokazujących dokładniej wybrane fragmenty terenu. Przydałby się skoroszyt... Połowa z nas bierze na siebie funkcję mapowego (choć klasyfikacja jest indywidualna, to większość uczestników pracuje- podobnie jak my- zespołowo) i, nie tracąc czasu, ruszamy. Jeśli chodzi o strategię, postanawiamy improwizować. A zaczynamy od punktu 4d zlokalizowanego przy Mauzoleum Mielochów, którego lokalizację znamy tak dobrze, że do wyboru najkrótszego wariantu nie potrzebujemy żadnej mapy.
Mauzoleum otoczono niedawno drutem żyletkowym, co nie jest jednak niestety równoznaczne z rozpoczęciem wewnątrz prac remontowych. Na drzewie obok gloriety (na szczęście po zewnętrznej stronie ogrodzenia) pomarańczowieje lampion, robimy zatem użytek z towarzyszącego mu perforatora. Następnie postanawiamy skierować się w stronę ,,2b" umieszczonego przy betonowym płocie otaczającym zoo.
Z ,,2b" idzie gładko, mkniemy więc dalej ku staremu młynowi wodnemu przy ul. Browarnej (przenosząc się jednocześnie z rejonu ,,Olszak" w rejon ,,Kobylepole"). Kawałek brzegiem Stawu Młyńskiego, a potem ścieżką wzdłuż wypływającej z niego Cybiny. W okolicach Stawu Browarnego odnajdujemy wyschnięte koryto strumienia oraz schowane przy nim ,,6a". Wracamy do drogi, która jak po sznurku prowadzi nas do ,,3a", zlokalizowanego pomiędzy dwoma zarastającymi stawkami. Następnie znajdujemy przejście tunelem pod nasypem kolejowym, chwilę później orientując się, że nie było to najoptymalniejsze z możliwych przejść. Nieco naokoło docieramy jednak do ulicy Warszawskiej, po przekroczeniu której wchodzimy w rejon Zielińca.
Po Zielińcu kręciliśmy się już kiedyś w pogoni za lampionami, nie wiedzieliśmy jednak, że na większej z wysp znajdujących się na Jeziorze Swarzędzkim odkryto pozostałości słowiańskiej świątyni Swaroga (a taką ciekawostkę podaje mapa-matka). Tymczasem trzymamy się jednak zachodniej części jeziora, z której powinien uchodzić (jak się okazuje, wyschnięty) rów skrywający punkt ,,3g". Po zgarnięciu tegoż postanawiamy odpuścić sobie trochę bardziej oddalone ,,4f" i kierujemy się już ku ,,6d". Na skraju osiedla wskakujemy w krzaki, aby odnaleźć nieźle punktowaną lokalizację na granicy kultur roślinności. Tymczasem zaczyna siąpić mżawka.
Ulicą Leśną przemieszczamy się w rejon Miłostowa. Po drodze mijamy ścieżkę przyrodniczą ,,Las przyszłości" oraz użytkowany do lat 50. cmentarz parafii pw. Ducha Świętego w Antoninku. Docieramy na obrzeża zakładów Volkswagena, po czym z narażeniem życia przebiegamy przez ulicę Bałtycką. W lesie po jej drugiej stronie zgarniamy najpierw ,,3c" (dołek), a następnie nakierowujemy się na ,,2f". Choć mapy przygotowane są doskonale i odwzorowują niemal idealnie układ ścieżek, postanawiamy zerknąć jednak na kompas, aby upewnić się, że na ostatnim rozwidleniu wybraliśmy dobrą odnogę. I tu wpadamy w konsternację, igła pokazuje bowiem północ dokładnie tam, gdzie spodziewalibyśmy się południa. No nie, nie mogliśmy pomylić się aż tak, aby iść dokładnie w przeciwnym kierunku... Rozważając poważnie możliwość, że chwilę temu nastąpiło przebiegunowanie Ziemi, decydujemy się na włączenie jeszcze kompasu w zegarku. Ten potwierdza, że idziemy jednak dobrze, przepraszamy więc mapę za moment zwątpienia.
Bez problemu odnajdujemy 2f (kolejny dołek) oraz 4e (zakręt nasypu), po czym docieramy do ogrodzenia cmentarza na Miłostowie. Pozdrawiamy przejeżdżających obok Mikołajów rowerowych, po czym odnajdujemy przejście pod torami na ul. Gnieźnieńską. Po wejściu w tkankę miejską połowę z nas dopada głód, a że zjedliśmy już wszystkie niesione w plecaku kanapki, na Gdyńskiej nie opieramy się pokusie skorzystania z fast foodu. Fast food okazuje się nie bardzo ,,fast", ale ostatecznie z burgerami w dłoniach pędzimy ku mostkowi na przedłużeniu Skromnej, gdzie ukrywa się ,,4c".
Brnąc w błocie, przedzieramy się przez nowe osiedla do stacji Poznań Wschód. Tutaj zgarniamy ,,2a", po czym wzdłuż torów przedostajemy się do ul. św. Michała. Dalej Główną do Wartostrady i po ,,6b" na krawędzi plamy drzew nad rzeką. Przechodzimy pod mostem kolejowym, gdzie zawsze można spodziewać się ciekawych murali- nie zawodzimy się i tym razem.
tajemnicza kraina pod mostem kolejowym nad Wartostradą |
Za ICHOT-em przechodzimy na Ostrów Tumski i, minąwszy katedrę, wyruszamy na poszukiwanie samotnych drzew na skarpie na przedłużeniu Kanału Węglowego (,,5d"). Nasze wysiłki wzbudzają zainteresowanie spacerowiczów.
Gdyby czynna była już kładka piesza przez Cybinę, moglibyśmy teraz podążyć na południe wyspy. Z tego co nam wiadomo, jej otwarcie planowane jest jednak dopiero na przyszły rok. Aby upolować ,,5a", wracamy zatem obwieszonym kłódkami Mostem Biskupa Jordana do Wartostrady. Zaczyna się robić szaro, co oznacza, że wybiła 16:00. Do końca czasu zostały nam 2 godziny, pochylamy się więc nad mapą (póki ją widać) i zastanawiamy się, co jeszcze leży w zasięgu naszych możliwości. Żegrze raczej odpada, ale powinniśmy zdążyć zgarnąć ,,3d" oraz punkty nad Maltą.
Idziemy zatem do Ronda Rataje, a następnie... przez środek galerii handlowej. Dalej na Polankę i wzdłuż torów tramwajowych do parku na Osiedlu Tysiąclecia. Tutaj robi się już zupełnie ciemno, aby odnaleźć zatem punkt zlokalizowany przy Oczku Traszek, wyciągamy czołówki i świecimy biednym traszkom po oczach. Wybiegający z krzaków inni Mikołaje podpowiadają nam, że oczek jest więcej niż jedno, co znacznie ułatwia poszukiwanie...
Następnie kierujemy się ul. Inflancką do Jeziora Maltańskiego, wychodząc niemal wprost na ,,2c" na skraju polany. Szybki rzut oka na zegarek potwierdza, że zdążymy obejść jeszcze jezioro i zgarnąć ,,3b" przy termach. Ten punkt okazuje się jednym z najlepiej ukrytych (zwłaszcza gdy szuka się go po ciemku). Opis wskazuje bowiem na górkę, ale nie chodzi tu o odsłoniętą górkę przy ogrodzeniu basenów, ale o jej zarośniętą koleżankę na skraju lasu.
Tak czy siak, kiedy dochodzimy do bazy pod trybuną toru regatowego, mamy jeszcze ponad pół godziny zapasu. Zdążymy ogarnąć jeszcze ,,2d"? Zdążymy! Zamiast do ciepłej, rozświetlonej sali, kierujemy się zatem ku ścieżce w koronach drzew. Ostatecznie meldujemy się na mecie osiemnaście minut przed końcem czasu.
Spokojnie zabieramy się za spożywanie regeneracyjnych posiłków i sączenie bezalkoholowej IPY, nie licząc na wysokie lokaty w starciu z biegającymi na azymut wyjadaczami. Tymczasem gdy nadchodzi pora dekoracji, okazuje się że połowa z nas staje na podium w kategorii kobiet! Szok jest tak wielki, że do zdjęcia zapominam założyć mikołajowej czapki. A więc poskutkowały lata treningów i znajomość okolicy... choć jakieś znaczenie mógł mieć też niewielki udział uczestniczek płci żeńskiej. Tak czy siak, do domu wracamy z torbą gadżetów i w bardzo mikołajkowym nastroju...
schemat przebytej przez nas trasy |
< następny post
Komentarze
Prześlij komentarz