TMB- alpejski klasyk 4/8. Misie i drabiny.

miś-zgrywus w Le Montet


Trasa: Vallorcine, Le Morzay> (TMB, wariantem Vallorcine) Col des Montets> Tré le Champ le Haut> (TMB) Aiguillette d'Argentière> Tête aux Vents> La Flégère> Col du Brévent> Le Brévent> Tête de Bellachat> La statue du Christ-Roi> Les Houches> Belleface

Długość trasy: 30 km

Czas przejścia (łącznie z popasem w La Flégère i oczekiwaniem na pizzę w Les Houches): 11 h 30 min.



Pójdziemy dzisiaj fragmentem Tour de Mont Blanc, który w ogóle nie został włączony do trasy biegu Ultra Trail du Mont Blanc. Dlaczego? To się okaże. Tymczasem po słodkim francuskim śniadaniu w Gîte Mermoud wyruszamy z Vallorcine w stronę Tré le Champ le Haut, gdzie dogonimy itinéraire principal. 

W Le Montet przechodzimy tunelem pod torami kolejowymi i spokojnie kontynuujemy wędrówkę, gdy nagle zza drzewa rosnącego przy nasypie wychyla się potężna głowa. Niedźwiedź! Na szczęście drewniany. I raczej przyjaźnie (a nawet rozrywkowo) nastawiony.

Ścieżką biegnącą równolegle do szosy (po drodze pomysłowe przystanki ścieżki przyrodniczej) docieramy do Col des Montets, gdzie wkraczamy na teren rezerwatu przyrodniczego Aiguilles Rouges (Czerwonych Igieł- nazwa odnosi się do skał gnejsowych zabarwionych tlenkami żelaza). 

W okolicy parkingu w Tré le Champ le Haut zaczynamy podchodzić do góry. Najpierw tradycyjnie przez las, potem w coraz bardziej eksponowanym terenie. Na horyzoncie pojawiają się pierwsze czerwone igły, a konkretnie Aiguillette d'Argentiere (1893 m n.p.m.). Na strzelistych skałkach dostrzegamy sylwetki wspinaczy uzbrojonych w woreczki z magnezją. Ale i dla zwykłych trekkerów znajdą się atrakcje. Przed nami na szlaku wyrastają metalowe drabiny, do których tworzy się niewielka kolejka.


Aiguillette d'Argentiere


widok z drabiny powyżej Aiguillette d'Argentiere

Połowa z nas z lękiem wysokości pokrzykuje po polsku na Francuza odpowiedzialnego za zator, aby się pośpieszył i pozwolił innym pokonać emocjonujący odcinek jak najszybciej. Ten o dziwo nie rozumie naszego języka, ale połowa z nas szybko przypomina sobie, że zna kilka przydatnych obcych zwrotów, np. Allez, allez...!

Za drabinami są drewniane schodki, a potem... jeszcze kilka drabin. Teraz już wiemy dlaczego nie prowadzi tędy trasa biegu. Za to widoki nie mają sobie równych.


drewniane schodki...


...i jeszcze kilka drabin


widok w kierunku Aiguille Verte


...i jeszcze więcej widoków


kolejne szczyty widoczne ponad Tête aux Vents

Docieramy do oznaczonego kamienną piramidką szczytu Tête aux Vents (2140 m n.p.m.). Sporo osób idzie jeszcze wyżej, w kierunku jezior: Lacs des Chéserys oraz Lac Blanc (zdaje się, że to jeden z wariantów TMB), ale my trzymamy się tym razem głównego przebiegu trasy. Co oznacza zejście w dół, do doskonale widocznych w oddali zabudowań La Flégère.


Tête aux Vents...



...i droga do La Flégère.


wodospad po drodze do La Flégère


La Flégère przybliża się


Ścieżka opada najpierw ku niewielkiemu (i zamkniętemu na kłódkę) Châlet des Chéserys. Potem trawersuje zbocze, po około godzinie doprowadzając nas w okolice wyciągów i punktów gastronomicznych. Dajemy się zwabić od razu pierwszemu z nich, otoczonemu przez stado owiec barowi La Chavanne. Głośno gra rockowo-folkowa muzyka, tartę jagodową  kelner serwuje ze słowami ,,are you ready for this new experience?!", a zmrożony rzemieślniczy blonde z borsukiem w logo smakuje niebiańsko. Nieco dalej jest jednak jeszcze schronisko La Flégère, które również wygląda zachęcająco. Zwłaszcza jego zewnętrzny taras widokowy.


La Flégère- widok na budynek kolejki i schronisko poniżej


nowe doświadczenie aka tarta jagodowa


wyciąg z widokiem


taras schroniska La Flégère

Od La Flégère mamy jeszcze stosunkowo płaski, ale dość mocno eksponowany odcinek ,,wielkim balkonem południowym" (Grand Balcon Sud). A potem zaczyna się drugie z dzisiejszych morderczych podejść.

Aż do Planpraz wygląda to całkiem niewinnie. Ale kiedy zostawiamy za sobą budynek kolejki pozwalającej z jedną przesiadką dostać się z Chamonix na szczyt Le Brévent, kiedy za nami zostają szybujący w powietrzu paralotniarze, wiemy już że nie będzie lekko.


Planpraz- widoczny na horyzoncie budynek kolejki


Planpraz zostaje w dole

Ścieżka prowadzi zakosami wśród skał oraz kęp różanecznika. Wije się i wije. Aż w końcu na horyzoncie pojawia się kamienna wieżyczka, z którą graniczy dość spory płat śniegu. To Col du Brévent, 2368 m n.p.m.


wśród skał i kęp różanecznika...


w drodze na Col du Brévent, po lewej Mont Blanc, po prawej Le Brévent ze stacją kolejki


Col du Brévent

- I teraz do góry po śniegu- mówi połowa z nas, a druga połowa śmieje się z tego jakże udanego żartu. A potem okazuje się, że to wcale nie jest żart. Nie nam pisana jest ścieżka w dół, nie kończymy wspinaczki na przełęczy. Idziemy jeszcze wyżej, za wskazaniem komicznie przekrzywionej tabliczki pokazującej drogę na Le Brévent (2525 m n.p.m.).

Po śniegu, a potem trochę intuicyjnie po skałach. Dopiero po przejściu kolejnego białego płata wśród rozrzuconych głazów ujawnia się jakaś ścieżka. Ta doprowadza nas zaś do kolejnych dzisiejszego dnia drabin. Kiedy w końcu docieramy pod szczyt Le Brévent, modlimy się tylko żebyśmy nie musieli wdrapywać się na rysujący się u góry taras widokowy. Widoki także z tego miejsca są świetne, dziękujemy bardzo. TMB daruje nam rzeczywiście tą przyjemność i pozwala zejść od razu w stronę Tête de Bellachat (2276 m n.p.m.). Tym samym rezygnujemy jednak z ostatniej przed Les Houches szansy na uzupełnienie płynów czy prowiantu w budyneczkach obklejających wbitą w skały stację kolejki.


w drodze na Le Brévent


w drodze na Le Brévent


w drodze na Le Brévent


w drodze na Le Brévent


Le Brévent z wbitą w skały stacją kolejki

No ale do Les Houches zostało nam raptem 9 kilometrów, cały czas w dół. Ile czasu może nam to zająć? Okazuje się, że przynajmniej dwie i pół godziny. Zygzakiem. Najpierw po skałach. Potem po kamieniach i korzeniach. Ostro tracimy na wysokości, a miasteczko w dole cały czas pozostaje przerażająco malutkie.


widok na Mont Blanc z okolic Tête de Bellachat


Lac du Brévent

Na naszej mapie było zaznaczone jeszcze jedno schronisko (Refuge de Bellachat), ale udaje nam się je zgrabnie ominąć. Przed odwodnieniem ratujemy się wodą ze źródełka. Wreszcie pojawiają się jakieś zabudowania oraz... ogromny posąg Chrystusa. Zastanawiamy się czy nie zawędrowaliśmy przypadkiem do Rio, albo do Świebodzina. Nie zgadza się tylko kolor budulca i układ rąk postaci. Inspiracją dla powstania figury było jednak ewidentnie Rio- Statue du Christ-Roi w Les Houches powstała zaledwie trzy lata później niż słynny Cristo Redentor.

Pokonując jeszcze drobne przeszkody w postaci zagrodzonej ścieżki z informacją o prowadzonej wycince drzew, docieramy do Les Houches. Przypadkowego przechodnia prosimy o zrobienie nam zdjęcia pod symboliczną bramą startową/końcową Tour de Mont Blanc (choć przed nami jeszcze kilka dni wędrówki, a więc jeszcze nie do końca na nie zasłużyliśmy), a potem zamawiamy pizzę na wynos z serem reblochon. Cieszymy się, że na jutro zaplanowaliśmy dzień regeneracyjny...




< następny post

poprzedni post >

Komentarze