Z BUT- a przez Beskidy (KDB on tour)


Trasa: Szczyrk, amfiteatr Skalite> (deptakiem nad Żylicą i ul. Skalistą) Szczyrk, ul. Beskidzka> (niebieskim szlakiem) Sanktuarium ,,Na Górce"> (czarnym, potem żółtym szlakiem) Magura> schr. PTTK Klimczok> (niebieskim, potem czerwonym szlakiem) Bystra Górna> Równia pod Kozią> (niebieskim szlakiem) Stefanka> Kozia Góra> wiata pod Kozią Górą> (żółtym szlakiem) Przełęcz Kozia> Kołowrót> Przełęcz Kołowrót> schr. PTTK Szyndzielnia> (czerwonym szlakiem) Pod Szyndzielnią> (żółtym szlakiem) Wapienica> (niebieskim szlakiem) Jezioro Wapienickie> Przykra> Siodło pod Przykrą> Błatnia, schr. PTTK (punkt odżywczy)> Cisowa Wielka> (zielonym, potem czarnym szlakiem) Brenna> (zielonym szlakiem) Horzelica> Stary Groń> (czarnym szlakiem) Grabowa> (czerwonym szlakiem) Biały Krzyż> Przełęcz Salmopolska> Malinów> Malinowska Skała> (zielonym szlakiem) Kopa Skrzyczeńska> Małe Skrzyczne> Skrzyczne> Becyrek> Szczyrk, ul. Spacerowa> (deptakiem nad Żylicą) Szczyrk, amfiteatr Skalite

Długość trasy: 57 km (chociaż zegarek pokazał nam równe 60 km)

Czas przejścia: 15 h 35 min. (limit 18 h)


Trasa przez: Schronisko PTTK Skrzyczne | mapa-turystyczna.pl


W Beskidach od ponad dziesięciu lat odbywa się impreza biegowa znana pod kryptonimem BUT. Jej główny organizator, Michał Kołodziejczyk aka Ojciec Dyrektor, jest również pomysłodawcą Stumilaka, którego trasę połowa z nas miała okazję pokonać- tam na dystansie prawie 180 km (tak, to więcej niż 100 mil) suma przewyższeń ocierała się o tę uzyskiwaną przez zawodników na alpejskim UTMB. Najbardziej diaboliczny koncept Michała to jednak rozgrywany właśnie w ramach festiwalu Beskidy Ultra Trail ponad 300-kilometrowy potwór (w tym roku 410 km!)- BUT Challenge. Jego formuła co roku lekko się zmienia, ale jedna rzecz pozostaje stała- mało komu udaje się temu wyzwaniu sprostać.

Tym razem Ojciec Dyrektor pomyślał jednak również o ,,tych, którzy ponad bieganie wybierają spacerowanie i długie spędzanie czasu sam na sam w górach", włączając do programu BUT-a dwie trasy dedykowane piechurom- Trek 20 oraz Super Trek 60. Ostrzyliśmy sobie zęby na tego dłuższego Treka od czasu kiedy zobaczyliśmy trasę. Co prawda nie ma tutaj luksusów w postaci gęsto rozstawionych punktów żywieniowych, a wykres przewyższeń może przyprawić o dreszcze, ale przecież główne hasło BUT-a głosi: Nic co łatwe, nie cieszy tak bardzo...

A zatem w ostatnią sobotę czerwca, przed 6:00 rano, meldujemy się w amfiteatrze Skalite w Szczyrku. Wraz z nami na start czeka ponad 70 innych chętnych na długie spędzanie czasu w górach.  Pogoda zapowiada się dobra, aż za dobra. Nawet o tej godzinie nie marzniemy w krótkich spodenkach i koszulkach bez rękawów. Wkrótce ruszamy- najpierw spokojnie, deptakiem nad Żylicą. Skręcamy w Skalistą, aby dotrzeć do głównej ulicy przechodzącej przez miasto- Beskidzkiej. ,,Do Klimczoka będzie lightowo"- rzuca ktoś. - ,,Ale od Brennej to się zacznie". Kiwamy głowami, ale nie bardzo wierzymy w tę deklarację. Bo właściwie zaczyna się już kiedy skręcamy w Turystyczną. Podejście drogą bitumiczną w upale wcale nie jest przyjemne. Mijamy prawdopodobnie najdłuższy hotel w Polsce, a potem sanktuarium ,,Na Górce", aby w końcu zanurzyć się w lesie.

Pniemy się na Magurę (1109 m n.p.m.), oznaczoną w terenie umieszczoną w koszulce foliowej kartką przypiętą do suchego pnia. Tu pojawiają się widoki. W panoramie wyróżnia się Skrzyczne, które zaliczymy na samym końcu trasy. Wydaje się być całkiem blisko... no ale my udajemy się tam oczywiście okrężną drogą. Tymczasem zmierzamy w kierunku schroniska pod szczytem Klimczoka. Mimo wczesnej pory bufet jest już otwarty, co zachęca do krótkiej przerwy na uzupełnienie płynów. Trasa SuperTreka została wytyczona na szczęście tak, że punkty odżywcze można zorganizować sobie z łatwością we własnym zakresie. 


zachęcające schronisko pod Klimczokiem

Teraz przez Siodło pod Klimczokiem można by stosunkowo szybko dostać się na Szyndzielnię (1028 m n.p.m.), ale nie, tam też idziemy naokoło. Konkretnie przez Bystrą. A więc czeka nas najpierw zejście na poziom poniżej 500 m n.p.m. Za to już na Koziej Górze (683 m n.p.m.) kawą w eleganckich filiżankach oraz lodówkami pełnymi chmielowych izotoników wabi kolejne schronisko, tym razem Stefanka. Jakoś udaje nam się tę pokusę pokonać. Pędzimy dalej na Kołowrót (798 m n.p.m.), mijając po drodze singletracka o bardzo interesującej nazwie ,,Cygan i Kamieniołom". 


punkt widokowy na Koziej Górze

Około 10:30 meldujemy się pod szczytem Szyndzielni, gdzie stwierdzamy że teraz już zasłużyliśmy na przerwę. Leje się z nas pot, ale przed schroniskiem wystawiono... palenisko. Na szczęście lekko schłodzić się można w stylowych, zielonych wnętrzach. Bufet ma co prawda akurat jakieś problemy z wodą, przez co nie wydawane są żadne posiłki, ale kryzys nie dosięgnął butelkowanych napojów.


schronisko pod szczytem Szyndzielni


wnętrza schroniska


A z Szyndzielni- znów w dół. Ocieramy się o Bielsko-Białą, a konkretnie o dzielnicę Wapienica, po czym idąc wzdłuż rzeki o tej samej nazwie nawracamy w kierunku gór. Przy zaporze, dzięki której powstało Jezioro Wapienickie, rozpoczynamy kolejne podejście, bezlitośnie wyzierające z wykresu wysokości trasy. Tym razem na Błatnią (917 m n.p.m.). Niesie nas jednak myśl, że to właśnie w tamtejszym schronisku czeka na nas regulaminowy punkt odżywczy.



schronisko na Błatniej

Co prawda z racji utrzymującej się wysokiej temperatury bardziej chce się pić niż jeść, ale nie pogardzamy porcją makaronu. A potem ciśniemy na Cisową Wielką (877 m n.p.m.), z której schodzimy do Brennej, w sam środek jarmarku. Na straganach pieką się oscypki, kręci się diabelski młyn. Nachodzi nas jednak refleksja, że rozstawianie widokowej karuzeli w takim miejscu, w dolinie otoczonej górami, nieco mija się z celem. Już w jednej trzeciej podejścia na Horzelicę (797 m n.p.m.) mamy na pewno lepsze widoki niż osoby tkwiące w wagonikach...


widok spod Horzelicy... na diabelski młyn w Brennej

Szeroka panorama roztacza się też ze Starego Gronia (792 m n.p.m.). Choć szczyt jest niezalesiony, ustawiono tu  jeszcze wieżę widokową.


Stary Groń- szałas i wieża widokowa


widoki ze Starego Gronia

Pomiędzy Starym Groniem a Grabową spotykamy podejrzane postaci- najpierw diabła Rokitę, palącego fajkę pod krzyżem (sic!), a potem tajemniczą wiedźmę kręcącą się przy hotelu dla pszczół. Aby ukoić skołatane nerwy, zaglądamy do Grabowej Chaty. Mamy szczęście, bo choć kartka na furtce informuje, że otwarte jest do 17:00 (a jest już kwadrans po piątej), wciąż udaje nam się nabyć napoje (i lody!). Potem obliczymy, że łącznie na całej wyrypie wypiliśmy ok. 5 l płynów na osobę.


podejrzane indywidua na Szlaku Utopca

Zbliżamy się do Przełęczy Salmopolskiej, przeciętej drogą wojewódzką nr 942. Szybko przedostajemy się na drugą stronę szosy, aby rozpocząć wspinaczkę na Malinów (1115 m n.p.m.). Przed nami jeszcze kilka malinowo nazwanych obiektów geograficznych (Przełęcz Malinowska, Jaskinia Malinowska, Malinowska Skała), ale jak okiem sięgnąć, wokół tylko krzaczki jagód (w dodatku obsypanych już fioletowymi kuleczkami, jako że sezon zaczął się wyjątkowo wcześnie w tym roku).


wesoły pieniek w jagodzinach

Odcinek od Malinowskiej Skały (1152 m n.p.m.) znamy z zeszłorocznej Beskidy. Jest jednak jedna, dość istotna różnica- wtedy wokół nas roztaczało się białe mleko, a teraz na horyzoncie wyraźnie rysuje się Skrzyczne


Skrzyczne widziane z wychodni skalnej na Malinowskiej Skale

A więc już niedaleko. Zastanawiamy się czy przenieść gdzieś kamyczek z bakłażanem, ale stwierdzamy że idealnie pasuje na szczycie Malinowskiej Skały. 


bakłażan z gry w #kamyczki

Mkniemy na Kopę Skrzyczeńską (1189 m n.p.m.), a potem na Małe Skrzyczne (1211 m n.p.m.). Na Skrzycznem (1257 m n.p.m.) wita nas pomnik żaby, od której rechotania wzięła się podobno nazwa szczytu. Wygląda na to, że powinniśmy przed zmrokiem dotrzeć do Szczyrku...  a więc postanawiamy zaszaleć i uraczyć się kawałkiem ciasta w schronisku. ,,Aha!" - zaczepia nas ktoś, kto dostrzegł numery startowe na naszych plecakach. - ,,A więc kapitulacja?!" Patrzymy na niego zdumieni. Po prostu ponad bieganie wybieramy spacerowanie i długie spędzanie czasu (...) w górach...


widok za plecami w drodze na Skrzyczne


żaba odpowiedzialna za nazwę Skrzycznego

No ale po cieście bez marudzenia schodzimy już do miasta. Rzeczywiście, udaje się to uczynić bez uruchamiania czołówek. Ciemno robi się dopiero, gdy wkraczamy na deptak nad Żylicą prowadzący prosto do amfiteatru...

...a tam, oprócz medali, czeka na nas niespodziewanie prawdziwa wyżerka. Ziemniaki, zupa, makarony, arbuzy... Marzymy jednak głównie o tym, żeby wziąć prysznic... i przebrać się w czyste koszulki, oczywiście z napisem ,,nic co łatwe, nie cieszy tak bardzo"...


< następny post

poprzedni post >


Komentarze