Czytamy Iwaszkiewicza nad brzegiem Lutyni
młyn nad Lutynią |
,,Na pół zakryty zaroślem topól stał tutaj wysoki drewniany budynek. Na piętrze dwa okna od strony rzeczki zabite były deskami. Na dole małe drzwi wychodziły na groblę łączącą nadgniłe upusty. Z boku były także okna z zakurzonymi, tęczującymi szybami. Deski, z których ten budynek był sklecony, podnosiły w górę dach, niegdyś czerwony, teraz cały zakryty czapą aksamitnego mchu." Tak pisał w 1946 r. Jarosław Iwaszkiewicz o młynie wodnym nad Lutynią (dopływem Warty) we wsi Wilkowyja, położonej kilka kilometrów od ,,miasteczka J." jak tajemniczo określa poeta Jarocin (który trzydzieści parę lat później stanie się znany z rockowego festiwalu).
Dzisiaj nie ma już mowy o oknach zabitych deskami czy czapie mchu. Dach młyna znowu jest czerwony po rewitalizacji, na którą gmina Jarocin zdobyła fundusze dzięki wygranej w konkursie „Nasz Zabytek” zorganizowanego przez Fundację Most the Most powołaną przez Bank Gospodarstwa Krajowego. Do końca lipca mają się zakończyć ostatnie prace, które przywrócą obiekt do życia. W młynie według planów będą odbywać się warsztaty, koncerty, spektakle teatralne, degustacje i wykłady. Sezonowo miałaby tu również działać niewielka kawiarenka.
Do zabytku doprowadzono nowy odcinek ścieżki rowerowej, można tu także dojść pieszo z parkingu leśnego zlokalizowano przy ulicy- a jakże!- Iwaszkiewicza (ok. 350 m). Historia opisana w opowiadaniu ,,Młyn nad Lutynią" jest niewesoła, ale wkrótce zabytkowy budynek może się zacząć kojarzyć z czymś całkiem przyjemnym...
Komentarze
Prześlij komentarz