Skalne miasta 1/5. Sacrum i profanum.
Trasa: Głuszyca, stacja PKP> (zielonym szlakiem) Gomólnik Mały> taras widokowy na Gomólniku> Przełęcz pod Gomólnikiem Małym> (czarnym szlakiem) Łomnica, Trzy Strugi> (żółtym szlakiem) Przełęcz pod Szpiczakiem> (niebieskim szlakiem) Vižňov> Meziměstí> Vernéřovice> Vernéřovická studánka> (czerwonym szlakiem) Teplice nad Metují> Teplické skály, vstup
Długość trasy: 28,7 km
Czas przejścia: 6 h 10 min.
Ze szczytu Gomólnika Małego (809 m n.p.m.) widać zabudowania Grzmiącej rozciągnięte wzdłuż drogi poprowadzonej doliną pod szczytami Jeleńca i Rogowca. Widać też Jałowce, Borową, a nawet Wielką Sowę oraz Ślężę... ale nie dzisiaj. Dzisiaj tutejsza panorama przypomina wyblakłą od góry pocztówkę. Stojąc na pachnącej jeszcze nowością drewnianej platformie udostępnionej turystom w kwietniu tego roku, próbujemy przebić wzrokiem chmury zwisające nad Górami Kamiennymi.
Grzmiąca (nie)widziana z Gomólnika |
Góry Kamienne (nie)widziane z Gomólnika |
Dotarliśmy tutaj zielonym szlakiem, prowadzącym z dworca w Głuszycy przez łąki i pastwiska, a na końcowym odcinku stromiej, przez las. Tymczasem spod tarasu widokowego, z zupełnie innego kierunku, zaczyna dobiegać jakieś sapanie. Wychylamy się przez barierkę, aby zbadać ki czort. Z mgły wyłania się mężczyzna, a napotykając nasze pytające spojrzenia, wyjaśnia: To Muflonowa Perć! Ostrożnie próbujemy go nastawić, że pomimo wysiłku, który podjął, wybierając trudniejszą drogę na szczyt, raczej nie zobaczy spektakularnych widoków. Zresztą wkrótce się przekona. Zostawiamy go sam na sam ze spodkiem na szczycie.
platforma widokowa na szczycie Gomólnika |
My schodzimy do rozejścia szlaków na przełęczy pod Gomólnikiem. Każda droga wygląda interesująco, ale zimny wiatr popędza nas żeby wybrać tę właściwą, czyli czarny szlak prowadzący ku Dolinie Trzech Strug w Łomnicy.
każda droga wygląda interesująco... |
Idąc wzdłuż Złotej Wody, krok po kroku zbliżamy się do granicy z Czechami. W okolicy Przełęczy pod Szpiczakiem czytamy za to o wilkach bez granic- podobno w okolicy Waligóry widuje się ich stadko. O powracających do lasów drapieżnikach można poczytać i po polsku, i po czesku. Po czesku mniej, ponieważ tekst na tablicy informacyjnej przetłumaczony jest tylko do połowy.
Niebieski szlak lekko opada, przeprowadzając nas na stronę naszych sąsiadów. Wypłaszcza się na drodze trawersującej zbocze Svetliny (796 m n.p.m.), oferując wyłaniające się z mgły rozległe widoki na złoto- rude stoki opadające ku dolinie Ruprechtickiego Potoku. Potem opuszcza lasy porastające Góry Kamienne, wychodząc wprost na pastwisko. Znaki, zgodnie z trackiem w zegarku, twierdzą że powinniśmy się znajdować po tej samej stronie ogrodzenia co gapiące się na nas wielkimi oczami mleczno- czekoladowe krowy. Stwierdzamy jednak, że bezpieczniej będzie pozostać po stronie przeciwnej.
Nad lekko pofałdowanymi polami pojawia się wieża sprawiającego wrażenie nieużywanego kościoła. Przed nami Vižňov.
przed nami Vižňov... |
Jesteśmy w Czechach, ale łatwo się pomylić. Mijamy XIX- wieczne kapliczki z napisami w języku niemieckim, a przy drodze stoi budynek, w którym- jak głosi szyld nad wejściem- pan Hugo Pohl prowadzi ,,fleisch und wurstverkauf".
mięso i wędliny od Hugo Pohla |
Poboczem szosy docieramy do centrum Meziměstí, którego administracyjnie Vižňov jest częścią. Kładką pieszą przechodzimy nad torami. Nigdy tu nie byliśmy, ale tablica z nazwą miejscowości ustawiona przy dworcu kolejowym wydaje się nam jakaś znajoma. Zaraz, zaraz, czy podobna nie leży przypadkiem w ogródku jednej z kawiarni w Sokołowsku?
Opuszczamy zabudowania miasteczka i wspinamy się na niewielką górkę, gdzie nasz wzrok przyciąga tajemniczy prostopadłościan z kamienia z nieregularnym otworem pośrodku. Na jego bocznych ścianach wyryte są symbole znaków zodiaku. Na mapie Google obiekt oznaczony jest jako ,,Sluneční brána", a po krótkim researchu w Internecie dowiadujemy się, że może służyć jako przejście do innego wymiaru...
Zamiast do innego wymiaru, kierujemy się jednak w stronę Vernéřovic. Świeci słońce i jednocześnie pada deszcz, może być z tego jakaś tęcza...
może być z tego jakaś tęcza... |
Oto i Vernéřovice: gospoda, potraviny, stojący na wzgórzu kościół z przekrzywionym krzyżem, zabawne dekoracje w przydomowych ogródkach. Szlak przeprowadza nas przez całą wioskę, a potem kieruje do lasu. I tam, pomiędzy drzewami, w miejscu oznaczonym na mapie jako Vernéřovická studánka, odnajdujemy kolejny kościół. Zdaje się opuszczony: spod tynku prześwituje goła cegła.
kościół zdaje się opuszczony... |
Kiedy jednak przyglądamy się budowli uważniej, dostrzegamy przeprowadzone tutaj prace- na dachu nie brakuje ani jednej dachówki, a z jednego z łukowo zakończonych okien wystaje rura, świadcząca o tym, że wnętrza są ogrzewane. Drzwi okazują się otwarte. Zaglądamy do środka, odnajdując dość niesamowitą, promieniującą dobrą energią przestrzeń. To miejsce to Soulkostel. Zdekonsekrowaną świątynię dwójka pasjonatów przekształciła w strefę muzyki alternatywnej, eksperymentów teatralnych, warsztatów jogowych, medytacyjnych i tanecznych.
Soulkostel |
W okolicach kościoła- niekościoła przekraczamy również umowną granicę pomiędzy Obniżeniem Ścinawki a rejonem Gór Stołowych, które wcale nie kończą się na Szczelińcu i Błędnych Skałach. Docieramy do miejscowości Teplice nad Metují, do samych bram Skalnych Miast. Jutro te bramy przekroczymy.
Teplice nad Metují |
Komentarze
Prześlij komentarz