B.U.M. (KDB on tour)



Trasa: schronisko PTTK ,,Pod Muflonem"> (żółtym szlakiem) Duszniki-Zdrój> (ulicą Wojska Polskiego i Parkową) Duszniki-Zdrój, ul. Zielona> (czarnym szlakiem) Jamrozowa Polana> Kozia Hala> (żółtym szlakiem) Čihalka> (zielonym szlakiem) Pańska Góra> Feistův kopec, wieża widokowa> Olešnice v Orlických horách> (czerwonym szlakiem) Rozmarýnka> Orlica> (zielonym szlakiem) Kamień Rübartscha> Zieleniec> (niebieskim szlakiem) Pod Hutniczą Kopą (PK 1) > okolice przełęczy Šerlich> (czerwonym szlakiem) Pod Velkou Deštnou> (zielonym szlakiem) Velká Deštná, wieża widokowa> (czerwonym szlakiem) Pod Jelenkou> (niebieskim szlakiem) Bedřichovka> Lasówka> Rozdroże nad Lasówką> (czerwonym szlakiem) Rozdroże pod Uboczem> (niebieskim szlakiem) Spalona, schronisko PTTK Jagodna (PK 2) > powrót niebieskim szlakiem do rozejścia> (zielonym szlakiem) Młoty> Huta> Barć> Stara Łomnica (PK 3)> (bez znaków) Nowa Łomnica> (za znakami ścieżki przyrodniczej) skrzyżowanie z Drogą Stanisława> (żółtym szlakiem) Pokrzywno> (zielonym szlakiem) Kamienna Góra> (czarnym szlakiem) Kamienna Góra, taras widokowy> Wolarz> Szczytna, stacja kolejowa> (żółtym szlakiem) Nowe Bobrowniki> (niebieskim szlakiem) Pod Wolarzem> (czerwonym szlakiem)  schronisko PTTK ,,Pod Muflonem"

Długość trasy: 83,8 km

Czas przejścia: 20 godzin 20 minut


Nagrana trasa: BUM | mapa-turystyczna.pl


Co oznacza skrót BUM? Bezsprzecznie Uroczy Muflon? Burza Urozmaicająca Mrok? Buty Ulewa Moczy? Każda z tych wersji ma swoje uzasadnienie, ale oficjalne rozwinięcie tego akronimu to Bardzo Uciążliwy Marsz. W tym roku został zorganizowany już po raz czwarty (a właściwie piąty, licząc z edycją 2 i 1/2), choć pierwszy raz w ramach bardziej rozbudowanego eventu pod równie atrakcyjną nazwą Górski Festiwal Dyscyplin Męczących. Chętnych do zmęczenia się na trasach biegowych nie znalazło się jednak wielu, a ilość osób mierzących się z uciążliwością ponad 80- kilometrowego marszu wciąż pozwala określić tę imprezę mianem kameralnej.

BUM-a właściwie nie było w naszym wstępnym kalendarzu na rok 2022. I nie przyjechalibyśmy na początku sierpnia do Dusznik-Zdroju, gdyby pod koniec kwietnia połowa z nas nie wypatrzyła na facebooku konkursu, w którym nagrodą był bezpłatny udział w rzeczonym marszu. Zadanie konkursowe polegało na dokładnym określeniu miejsca, w którym zostało wykonane zdjęcie umieszczone w poście. Na zdjęciu widoczny był las oraz kładący się na nim cień, zapewne wieży widokowej. Krótka analiza mapy Gór Bystrzyckich i Orlickich pozwoliła na odnalezienie wszystkich znajdujących się w okolicy budowli tego typu, a spośród nich wyodrębnienie tej podejrzanej o rzucanie cienia- to niewątpliwie czeska Rozhledna Velká Deštná z charakterystyczną ażurową sylwetką oraz rękawem wiatrowym zamocowanym na szczycie. Konkurs wygraliśmy, a w kalendarzu pojawiła się nowa pozycja.

I tak, w upalny piątek 5.08. około 14:00, wysiadamy z klimatyzowanego autobusu na przystanku niedaleko dusznickiej starówki. Do startu marszu mamy jeszcze siedem godzin, ale dobrze że przyjechaliśmy tak wcześnie, bo a) zdążyliśmy dojechać pociągiem do Wrocławia i przesiąść się na autobus zanim nastąpiło zerwanie sieci trakcyjnej w Opolu, powodujące w następstwie opóźnienia wielu składów dalekobieżnych, b) możemy do woli ponapawać się letnią, słoneczno- kwiatową atmosferą pastelowego rynku tudzież zielonego zdroju. 


Duszniki- Zdrój, starówka

Przy okazji postanawiamy zwiedzić też urządzone w dawnym młynie papierniczym Muzeum Papiernictwa. Tam mamy okazję nie tylko prześledzić historię pachnącego drewnem budynku czy poznać rozwój technik wytwarzania papieru od najdawniejszych czasów, ale i zobaczyć takie ciekawostki jak np. kartkę wykonaną z... kupy słonia. Na osobnej, interaktywnej wystawie zatytułowanej ,,Sztuka i pieniądze" możemy z kolei sprawdzić czy banknoty w naszej kieszeni są prawdziwe oraz spróbować odgadnąć szyfr otwierający sejf. Nasz wzrok przyciąga także brykiet ze zniszczonych banknotów o różnych (także tych najwyższych) nominałach. 


Młyn Papierniczy, którego historia sięga XVI w.


wnętrza Muzeum Papiernictwa w Dusznikach- Zdroju

Po zwiedzaniu przenosimy się do części zdrojowej w celach aprowizacyjno-konsumpcyjnych. Zadbawszy zaś o odpowiedni poziom kalorii w brzuchach oraz w plecakach, wspinamy się powoli żółtym szlakiem ku schronisku ,,Pod Muflonem", gdzie zlokalizowana została baza wyrypy. 


zdrojowa część miasta: źródło Mendelssohna i źródło Agaty

W połowie XIX w. na zboczu Ptasiej Góry istniało gospodarstwo, zaopatrujące kuracjuszy z Bad Reinerz (dzisiejszych Dusznik-Zdroju) w żętycę, serwatkę i kozie mleko. Ferma przekształciła się następnie w restaurację specjalizującą się w daniach z produktów mlecznych, a pod koniec wieku w oferującą  piwo oraz noclegi Stille Liebe Baude. Dzisiejsza nazwa schroniska ,,Pod Muflonem" nawiązuje do głów nieszczęsnych zwierząt zawieszonych w jadalni. Docierając do obiektu zauważamy jednak, że oprócz schroniska ,,Pod Muflonem" mamy do czynienia także z sytuacją odwrotną, czyli z muflonem pod schroniskiem...


muflon pod schroniskiem

Przy odbiorze numerów startowych wolontariuszki straszą nas podejściem na Łomnicką Równię. Jako że ma ono nastąpić jednak dopiero gdzieś w drugiej połowie trasy, nie przejmujemy się nim na razie, dołączając do około trzydziestki pozostałych uczestników, relaksujących się przy zewnętrznych stolikach z widokiem na miasto, Góry Stołowe oraz unoszący się ponad nimi balon. 


widok spod schroniska ,,Pod Muflonem"

W relaksie pomaga ,,Bolko", piwo typu ale warzone dla schroniska przez browar Rebelia, a ochrzczone tak na cześć rosnącego tu pomnikowego jesionu, pamiętającego początki turystyki w okolicach Dusznik. Do wyboru jest jeszcze ,,Jasiek Ptasiek", IPA nawiązująca do postaci straszącego na stokach Ptasiej Góry ducha legendarnego piwowara. 

Tymczasem do Muflona dobiega jedyny ochotnik, który porwał się na 240- kilometrowy bieg po trzykrotności trasy BUM-a. Postanawia zakończyć swój trud już po pierwszej pętli, ale zanim usiądzie i się odświeży, też ostrzega wszystkich dookoła przed Łomnicką Równią. Co jest z nią nie tak?!

Kilka minut przed 21:00 wysłuchujemy jeszcze ostatnich wskazówek, dowiadując się, że w Górach Orlickich widywane są wilki, a na nadchodzącą noc planowana jest burza oraz ogólne załamanie pogody. Po tych pokrzepiających informacjach pozujemy wszyscy do wspólnego zdjęcia. 



Startujemy o 21:05, kierując się na żółty szlak, którym niedawno podchodziliśmy do schroniska. W parku zdrojowym rozpoczęły się już transmisje koncertów odbywających się w ramach trwającego właśnie Festiwalu Chopinowskiego. Dźwięki pianina towarzyszą nam jeszcze w pogrążonym w mroku lesie oddzielającym uzdrowisko od centrum biathlonowego na Jamrozowej Polanie, co daje dość surrealistyczne wrażenie.

W okolicach Koziej Hali wychodzimy na drogę bitumiczną. Mijamy Ośrodek Szkolenia Piechoty Górskiej, gdzie plakaty zachęcają nas do zostania żołnierzami. Póki co, piechotą to my zmierzamy ku granicy polsko- czeskiej. Przez Pańską Górę (772 m n.p.m.) wędrujemy ku Wzgórzu Feista (711 m n.p.m.). Pomimo panującej ciemności, track wgrany do zegarka poleca podejść nam do znajdującej się tutaj wieży widokowej. Wstęp jest bezpłatny, ale dla kontroli ruchu turystycznego na wejściu zamontowano bramkę obrotową. Oko na zwiedzających ma też král permoníků- król podziemnych skrzatów, który przycupnął pod budowlą. Połowa z nas wdrapuje się kilka poziomów do góry, ale widząc jak marne szanse są na jakikolwiek widok ze szczytu, schodzi z powrotem. Tym szybciej, im bardziej pewne staje się, że mruczenie słyszalne w oddali oznacza nadchodzącą burzę.


wieża widokowa na Wzgórzu Feista

Zaczyna padać, kiedy dochodzimy do urokliwego, oświetlonego ciepłymi, żółtopomarańczowymi plamami światła miasteczka Olešnice v Orlických horách. Aż chciałoby się dołączyć do tłumku przesiadującego jeszcze mimo późnej pory w tutejszej gospodzie. Pada, ale niezbyt mocno, a upał wcale nie chce zelżeć, nie zawracamy sobie więc nawet głowy zakładaniem kurtek przeciwdeszczowych. 

Wyprzedzamy sporą grupkę uczestników BUM-a zgromadzoną w niewiadomym celu pod daszkiem jednej z drewnianych chat przy drodze, po czym wychodzimy z miejscowości na otwartą przestrzeń. Niebo ponad polem rozświetla błyskawica. Na szczęście nie słychać grzmotu, nawałnica musi być więc gdzieś daleko. Przyśpieszamy jednak kroku, żeby ukryć się w widocznym na horyzoncie lesie. 

Ścieżka robi się coraz węższa i coraz bardziej kręta, pośród mchu oraz korzeni prowadząc nas ku szczytowi Orlicy (1084 m n.p.m.). Tu, rzecz jasna, nawet nie podejmujemy próby wdrapywania się na wieżę widokową. Oślepiamy za to światłami czołówek jakąś parę, która postanowiła dziś pod wieżą zabiwakować. Współczujemy im doboru terminu, jako że przed nimi jeszcze dwadzieścia kilka pobudek...

Deszcz pada teraz nieco mocniej, a i powietrze znacznie się wychłodziło. Zakładamy nie tylko odzież wodoodporną, ale również dodatkowe warstwy termiczne. Do naszych latarek kleją się ćmy oraz muchy, pod nogami plączą się żaby i ślimaki. Schodzimy do Zieleńca, ciesząc się na zlokalizowany tam pierwszy punkt kontrolno- odżywczy. Szkoda, że nikt nie zdradził, iż punkt odnajdziemy dokładnie na samym końcu przejścia przez narciarską dzielnicę Dusznik-Zdroju...

Na spotkanie wychodzi nam Tomek aka Thomas Foto- Fotografia Sportowa z aparatem wyposażonym w olbrzymi flesz. Czując się jak gwiazdy rocka, odbieramy jagodzianki, jabłka i izotoniki. Podekscytowani, pytamy ile osób było przed nami. ,,Zero"- śmieje się obstawa punktu. Nie dowierzamy własnym uszom. Owszem, wyprzedziliśmy kilku uczestników, ale nie mieliśmy pojęcia, że wszystkich... Taka wiadomość motywuje nas do jednak do dalszego marszu na tyle, że damy się komuś dogonić dopiero za Lasówką.

Tymczasem zbliżamy się do panny odpowiedzialnej za naszą obecność tutaj, czyli wieży widokowej na Wielkiej Desztnej (1115 m n.p.m.). I znów track proponuje nam podejście do samej konstrukcji. Po burzy nie ma już ani śladu, deszcz ustał, połowa z nas podejmuje więc próbę dostrzeżenia czegoś z góry w ciemności. Na górny taras widokowy jednak nie dociera, ponieważ już w połowie wspinaczki staje się jasne, że poza kilkoma plamkami świateł nic spektakularnego nie zobaczy. Co najwyżej wiatr może urwać jej głowę.


Wielka Desztna nocą

Schodzimy zatem ku granicy czesko-polskiej, a następnie Drogą Zbłąkanych Wędrowców przechodzimy przez wieś Lasówka. Za sprawą szerokich dróg leśnych poprowadzonych w dość płaskim terenie robi się trochę monotonnie. Z utęsknieniem czekamy więc na świt. Ten w końcu nadchodzi, ale przynosi nam bardzo niemiłą niespodziankę- rzęsistą ulewę. Szlakiem u podnóża Ubocza momentalnie zaczyna płynąć woda, jesteśmy więc podtapiani jednocześnie od góry oraz od dołu. Przeklinając Wielką Desztną, która nas tutaj przywiodła, pędzimy ku schronisku Jagodna i modlimy się, aby punkt kontrolny zlokalizowany był w jego wnętrzu.

Modlitwy zostają wysłuchane, suszymy się więc przy zupie ogórkowej i gorącej herbacie, obserwując jednocześnie sine niebo za oknem. Dotarliśmy mniej więcej do połowy trasy, pokusa pozostania w schronisku jest więc ogromna. Niektórzy zaglądają do prognoz pogody, które raczej nie przewidują błyskawicznego przejaśnienia. Chwilę stoimy w progu, wraz ze schroniskowym kotem gapiąc się na strugi wody płynące z nieba i rynny oraz na chmury, które wyglądają, jakby miały stąd odejść najwcześniej za dwa tygodnie. Ale hej, przecież sobota miała być pogodna! Postanawiamy uczepić się słów fotografa Tomasza, który w Zieleńcu mówił nam, że deszcz ustanie około 10:00. Co prawda nie ma nawet 7:00, ale te trzy godziny może jeszcze jakoś wytrwamy...

Dobra wiadomość jest taka, że opad traci trochę na intensywności. Przydałoby się teraz jakieś podejście na rozgrzanie, a- jak na złość- idziemy ciągle w dół. Przy drodze dostrzegamy głaz z napisem ,,Kliche Weg" odnaleziony zaledwie w zeszłym roku podczas prac porządkowych w lesie. Docieramy do Młotów, gdzie czeka na nas upragniony skok na wykresie wysokości. 

Na Wójtowskiej Równi drogowskaz kusi, aby zboczyć ze szlaku ku ruinom XVIII- wiecznego fortu wybudowanego z rozkazu cesarza Fryderyka Wilhelma II. Mkniemy jednak dalej ku wsi Huta, której nazwa coś nam mówi. Zdaje się, że byliśmy już w tych okolicach, spotykając się z niejakim Strażnikiem Wieczności...

Teraz droga zaczyna opadać dość ostro w dół, a na znakach pojawia się nazwa ,,Stara Łomnica", oznaczająca ni mniej, ni więcej, tylko ostatni punkt bufetowy. Z wybiciem dziesiątej (zgodnie z przepowiednią Tomasza) deszcz ustaje całkowicie, a wokół nas snują się teraz tylko jego wspomnienia w postaci białych kłębów mgły. 

Docieramy do zabudowań jakiejś wsi, nie dowierzając, że może to być już 55. kilometr trasy. Przyglądamy się podejrzliwie tabliczkom epatującym z każdego kąta napisem ,,Stara Łomnica"... 

- BUM?!- słyszymy nagle okrzyk dobiegający z balkonu wystającego z budynku Ochotniczej Straży Pożarnej. Potwierdzamy, co skutkuje zaproszeniem nas do wnętrza zawalonego bułkami, drożdżówkami i bananami. A jeszcze pytają czy zaparzyć herbatę, czy kawę... Dowiadujemy się też, że przed nami jest około pięciu osób. Wolontariuszki mamią nas zapewnieniami, że do mety zostało już tylko 20 km i że jeśli się postaramy, możemy być tam o piętnastej. Nauczeni doświadczeniem z Rajdu Karkonosko-Izerskiego, nie dajemy się jednak zwieść. Nie chcemy doświadczyć po raz kolejny syndromu Miłkowa, trzymamy się więc wersji, że przed nami kilometrów jeszcze 28. A tuż przed nami osławione podejście na Łomnicką Równię...

Po raz pierwszy i właściwie jedyny na całej trasie BUM-a schodzimy z wyznaczonego szlaku turystycznego, kierując się ku Nowej Łomnicy. Organizatorzy zadbali jednak o dokładne otaśmowanie i ostrzałkowanie tego fragmentu wędrówki, a dodatkowo możemy zaufać zielonym grzybkom prowadzącym po ścieżce przyrodniczej. 



Podejście na Łomnicką Równię nie daje nam się jakoś szczególnie we znaki. Trochę gorzej na psychikę oddziałuje fakt, że po tej wspinaczce musimy zejść do Pokrzywna... po to tylko, aby znów wspiąć się do góry, na Wolarz... I znów zejść w dół, do Szczytnej... skąd trzeba będzie się ostatecznie wdrapać do schroniska ,,Pod Muflonem". Dzielimy sobie to w głowie na mniejsze fragmenty.

A więc najpierw jest (wyglądająca znajomo) Przełęcz Sokołowska, na której pojawiają się serduszka znakujące miejską trasę turystyczną wokół Polanicy- Zdrój. Potem Kamienna Góra (704 m n.p.m.) z punktem widokowym i malowniczymi skałkami. 


punkt widokowy na Kamiennej Górze

Dalej idziemy przez szczyt dziwnego, podziurawionego kopczyka, nie zdając sobie sprawy, że depczemy po ruinach kolejnej części pruskiego systemu obronnego (która jednak- podobnie jak fort w okolicach Huty- nie odegrała nigdy żadnej roli militarnej). W okolicach znajduje się też podobno głaz upamiętniający śmiały (acz nie do końca udany) skok z Kamiennej Góry miejscowego dziwaka, Augusta Ponzla.

Bez problemu podchodzimy na Wolarz (852 m n.p.m.), za to zejście ze szczytu dostarcza emocji podobnych jak czarny szlak z Borowej na Przełęcz Kozią w Górach Wałbrzyskich


na szczycie Wolarza

Uspokajamy się na drodze schodzącej zygzakami do Szczytnej, tutaj dokuczają jednak drobne kamyczki kłujące w mocno zmaltretowane już stopy. W okolicach stacji kolejowej znów zaczynamy rozpoznawać widoki. Wędrujemy asfaltem (gdzie towarzyszące nam od jakiegoś czasu słońce przygrzewa coraz mocniej... ale nie narzekamy), dopóki w końcu czerwony szlak nie skieruje nas na ścieżkę prowadzącą trochę lasem, a trochę łąką ku upragnionej mecie.

Tam czekają na nas medale oraz pakiety metowe, zawierające oprócz wielkich pączków również sadzonki świerka od Lasów Państwowych. To chyba po to, abyśmy nie zaczęli aż tak prędko tęsknić za lasem... Pytają nas, czy się podobało i co było najbardziej uciążliwe. (Na naszą odpowiedź, że deszcz, otrzymujemy zapewnienie, że w przyszłym roku też będzie zamówiony). Dotarliśmy do mety w drugiej połowie pierwszej dziesiątki, ale nie to jest przecież w BUM-ie najważniejsze. Najważniejsze jest to, aby się solidnie zmęczyć, a przy całej uciążliwości marszu nacieszyć się jednak pięknem Gór Bystrzyckich i Orlickich.

< następny post

poprzedni post >

Komentarze