Nietradycyjnie 1/4. Sowy, koty i dzwony.

jedna z sów przy schronisku Zygmuntówka


Trasa: Ludwikowice Kłodzkie, stacja PKP> (zielonym szlakiem) Muzeum Mölke> (czarnym szlakiem) Włodyka> Zdrojowisko, stacja PKP> (żółtym szlakiem) Bielawska Polanka> Kalenica> Zimna Polanka> (czerwonym szlakiem) schronisko Zygmuntówka> (niebieskim szlakiem) Rozdroże pod Kozią Równią> (zielonym szlakiem) Nowy Miłków> Skrzyżowanie pod Gruntową> (czarnym szlakiem) Sowina

Długość trasy: 24,3 km

Czas przejścia (nie licząc zwiedzania muzeum i wejścia na wieżę widokową na Kalenicy): 4 h 50 min.


Trasa z: Ludwikowice Kłodzkie, stacja kolejowa | mapa-turystyczna.pl


Wysiadamy z pociągu na stacji w Ludwikowicach Kłodzkich, ale zamiast udać się do centrum miejscowości, kierujemy się na północ, ku osadzie Miłków, składającej się dzisiaj niemal wyłącznie z ruin. Miłków (dawniej: Mölke) powstał pod koniec XVIII w. w związku z dynamicznym rozwojem tkactwa i górnictwa. Na przełomie XIX i XX w. funkcjonowała tu również elektrownia. Niestety, na początku lat 30. w jednym z szybów kopalni ,,Wacław" (,,Wenceslaus") doszło do katastrofy. W wyniku wstrząsu spowodowanego wyrzutem dwutlenku węgla  śmierć poniosło 151 górników, o czym przypomina do dziś tablica znajdująca się przy zielonym szlaku. Stabilność ekonomiczna przedsiębiorstwa wydobywczego została w wyniku wypadku znacznie zachwiana, a nadchodzący kryzys gospodarczy przesądził ostatecznie o zamknięciu kopalni w 1931 r. 

Ponowne uruchomienie ,,Wenceslaus" obiecywała w regionalnym programie wyborczym dochodząca do władzy partia NSDAP. Obiekty pokopalniane posłużyły jednak ostatecznie nazistom do innych celów- na ich terenie uruchomiono fabrykę amunicji należącą do kombinatu Alfred Nobel Dynamit. Pamiątką po działalności Niemców w Miłkowie w czasie II wojny światowej jest tzw. ,,muchołapka". Dla jednych to zwykła podstawa pod nową chłodnię kominową elektrowni, dla innych miejsce lądowania tajemniczych pojazdów pionowego startu, które miały być elementem projektu Wunderwaffe


,,muchołapka" w Ludwikowicach Kłodzkich

Przy żelbetowej, dwunastokątnej konstrukcji, przez cały rok, przez sześć dni w tygodniu (z wyjątkiem poniedziałków) czuwają pan Jarosław i pan Kazimierz, którzy w cenie biletu wstępu do Muzeum techniki militarnej Mölke są skłonni opowiedzieć tę wersję historii, którą chcecie usłyszeć. Bilet normalny kosztuje 12 zł, a ulgowy 10 zł (płatność tylko gotówką). My, jako że nie mieliśmy drobnych, załapaliśmy się na ulgowe. Oprócz muchołapki na terenie muzeum można zobaczyć też kilka pojazdów militarnych oraz poindustrialne podziemne korytarze. Zwiedzamy je samodzielnie, idąc tak daleko jak pozwoli oświetlenie lub stopień zalania. Na ścianach wiszą plansze opisujące na wpół lub całkowicie legendarne ,,cudowne bronie": latające skrzydło, antygrawitacyjny pojazd w kształcie dysku czy pozwalającą na podróże w przestrzeni i czasie ,,die Glocke". Zza szyb ograniczających niektóre pomieszczenia straszą manekiny w mundurach. 

Kojarząca się z nowoczesnością ,,technika militarna" w nazwie muzeum może być nieco myląca. Tego miejsca nie zwiedza się dla eksponatów, ale dla aury tajemnicy, która wypełnia w równym stopniu przestrzeń pomiędzy żelbetowymi filarami muchołapki, jak i barak kasowy z wetkniętymi za szybkę magnesami chałupniczej roboty przedstawiającymi spodki oraz dzwony. 


...tego miejsca nie zwiedza się dla eksponatów...


...ale dla aury tajemnicy...

Zostawiamy w dole Miłków, wiatr świszczący w pustych otworach okiennych dawnej elektrowni oraz czekających na kolejnych gości panów Jarosława i Kazimierza. Czarnym szlakiem wspinamy się do góry po zboczu  Włodyki. Ukryte pod czapą mchu i liści śledzą nas oczy poniemieckich bunkrów.


jeden z bunkrów w zboczu Włodyki

Wąską ścieżką docieramy nad stację Zdrojowisko, po czym kontynuujemy wędrówkę równolegle do torów kolejowych. Wkrótce odłączamy się jednak od nich, aby rozpocząć mozolne podejście na Kalenicę (964 m n.p.m.), trzeci pod względem wysokości szczyt Gór Sowich (oczywiście po Sowach: Wielkiej i Małej).

Na Kalenicy zresztą już kiedyś byliśmy, ale ponieważ a) podchodziliśmy wówczas czerwonym szlakiem od Przełęczy Woliborskiej b) szczyt ten nie utkwił nam jakoś szczególnie w pamięci, postanawiamy zaliczyć go raz jeszcze. 


wieża widokowa na Kalenicy

Powoli gęstniejąca wokół nas, niosąca ze sobą chłód mgła, nie zapowiada zbyt spektakularnych widoków ze zżeranej przez rdzę, ale wciąż stojącej na szczycie wieży. Połowa z nas postanawia jednak wejść na górę, aby się upewnić. Wizja lokalna potwierdza przypuszczenia.


brak widoków z Kalenicy

Przy zejściu, na północnych stokach Kalenicy, natrafiamy na zalegające jeszcze płaty śniegu. Można się za to pohuśtać (co, jak stwierdzamy, jest chyba wliczone w 55 minut dzielące nas wg tabliczki szlakowskazu od Zygmuntówki).


huśtawka pod Kalenicą

W okolicach Zimnej Polanki robi się- jak na ironię- wyraźnie cieplej. Stojący tam wąsaty jegomość wskazuje nam drogę do schroniska, pod którym mamy nadzieję zrobić krótki popas połączony z wygrzewaniem się na słońcu. 


drogowskaz na Zimnej Polance

Pod Zygmuntówką wita nas sowa. A właściwie nie sowa, a całe stado sów. Są wszędzie- w każdym narożniku budynku, przy wejściu, na drzewie... Ale nie ma się co dziwić, w końcu jesteśmy w Górach Sowich. (Dzisiejszy nocleg planujemy notabene w Sowinie, nad Sowim Potokiem.)


sowy Zygmuntówki

Po zamówieniu ciasta i napojów (piwo Sowie, oczywiście) zasiadamy zadowoleni przy jednym ze stolików zewnętrznych, z widokiem na stok narciarski na Rymarzu. Wkrótce okazuje się jednak, że ktoś o rudo- czarnym futerku ma  wielką ochotę na nasz zestaw regeneracyjny... 




Daje nam spokój dopiero, kiedy pod schronisko podjeżdża dostawa z browaru Nysa, a kierowca zostawia tylne drzwi otwarte.

- Ma pan pasażera na gapę- zwracamy uwagę.

- Tak, on wie co dobre!- uśmiecha się dostawca. - Gdybym nie kierował, też siedziałbym tam z tyłu...

Po zaspokojeniu głodu, ruszamy od razu dalej, nie jest bowiem jednak aż tak ciepło, jak się nam wydawało. Rozgrzewamy się podejściem na Koziołki (935 m n.p.m.) i Grabinę (946 m n.p.m.). 


...po zaspokojeniu głodu...

Potem schodzimy do sennej Sowiny, gdzie ciszę przerywa tylko szmer (pohukiwanie?) Sowiego Potoku...


Sowina- kapliczka przy drodze do Sokolca

Komentarze