Zamiast kurczaka-sowa 1/3. Widok z hiperboloidy.
Trasa: Wałbrzych Główny- (czerwonym szlakiem) Borowa- Rozdroże pod Borową- (niebieskim szlakiem) Ptasie Rozdroże- Jałowiec Mały- Rybnica Mała- (czerwonym szlakiem) Jedlina-Zdrój, stacja kolejowa - Jedlinka- Przełęcz Marcowa- Rozdroże pod Moszną- Grządki- Rzeczka- Przełęcz Sokoła- Schronisko Orzeł- Schronisko Sowa- Wielka Sowa- Kozie Siodło- (mniej więcej czarnym szlakiem) Kamionki
Długość trasy: 31,8 km
Czas przejścia (nie licząc czasu spędzonego na Borowej oraz popasu w schronisku Orzeł): 7 godzin
Naszą wędrówkę po Górach Sowich zaczynamy (podobnie jak w listopadzie) na stacji Wałbrzych Główny. Pogoda jest zgoła inna- słońce całkiem nieźle przypieka jak na drugą połowę kwietnia. Tym razem wybieramy szlak czerwony prowadzący na Borową (853 m n.p.m.), najwyższy szczyt Gór Wałbrzyskich. Zostawiamy za sobą niezbyt urokliwą dzielnicę miasta oraz szczekanie na wiele głosów dochodzące z pobliskiego schroniska dla zwierząt, po czym wchodzimy do lasu, który o tej porze roku nie daje jeszcze zbyt wiele cienia.
W 2017 r. na szczycie Borowej wybudowano nowoczesną, stalową wieżę widokową w kształcie hiperboloidy jednopowłokowej, z której tarasu wystającego ponad korony drzew można dostrzec zabudowania Wałbrzycha, Wielką Sowę, a nawet odległe o ponad 40 km Ślężę czy Śnieżkę. Ta połowa z nas bez lęku wysokości oczywiście wdrapuje się na górę.
Tymczasem na Borową docierają niedzielni (a właściwie sobotni) turyści. Dwóch panów z brzuszkami, głośno dysząc, wypytuje nas ,,czy jest tutaj jakaś krótsza droga", a kiedy próbujemy wywiedzieć się skąd przybyli, zamiast nazwy miejscowości otrzymujemy komunikat: ,,no tam, z Ogrodowej". Kolejna pani przyznaje, że ,,nie wie co się stało z jej mózgiem", ale nie wzięła ze sobą nic do picia. Oddajemy jej półlitrową butelkę wody, mając nadzieję, że jeszcze uda nam się uzupełnić zapasy po drodze. Biorąc pod uwagę dwie osoby, którym we Wrocławiu dołożyliśmy do biletu, naprodukowaliśmy w trakcie krótkiego wyjazdu już całkiem sporo dobrej karmy.
Po przybiciu pamiątkowego stempla, ruszamy w kierunku Ptasiego Rozdroża. Wybieramy wariant łączony (stromo opadający w dół szlak czerwony + prowadzący wzdłuż poziomicy niebieski), chociaż moglibyśmy skorzystać też z krótszej drogi, prowadzącej nowo wytyczonym (nie istniejącym jeszcze na naszej mapie laminowanej) szlakiem czarnym.
Dalej wędrujemy grzbietem na szczyt Jałowca Małego (743 m n.p.m.), oznaczony pochylonym kamiennym słupkiem. Z Przełęczy pod Jałowcami schodzimy przesadnie już stromym zboczem ku szosie w Rybnicy Małej, gdzie dostrzegamy zabytkowy budynek z charakterystyczną dla obszaru Sudetów konstrukcją przysłupową odciążającą zrębowe ściany parteru i przejmującą ciężar szachulcowego piętra. Umieszczona w szczycie budynku gotycka czcionka zapala w nas iskierkę nadziei, że oprócz kontemplacji architektury, kupimy tutaj również coś do picia. Spacerujący dookoła obiektu właściciel gasi jednak nasze zapędy, tłumacząc, że w okresie świątecznym gospoda jest nieczynna. ,,Schluss" - potwierdzamy czekającym na rozwój wydarzeń niemieckim motocyklistom.
Niebieski szlak doprowadza nas do skrzyżowania z Głównym Szlakiem Sudeckim, którym możemy powędrować dalej albo w Góry Kamienne, albo w Góry Sowie. Oczywiście przybyliśmy tutaj, aby eksplorować te drugie, a więc kierujemy się ku Jedlinie-Zdrój. Odcinek od stacji kolejowej w Jedlinie do Rozdroża pod Moszną jest nam już znany. Bardzo liczymy na sklep spożywczy w Jedlince, przed podejściem na Przełęcz Marcową. Nie rozczarowujemy się. Kupujemy hurtem dwa litry płynów, mając nadzieję, że nikt więcej nie wyruszył dzisiaj na trasę bez zaopatrzenia w wodę (albo w jednym bucie innym).
Dalej wędrujemy grzbietem na szczyt Jałowca Małego (743 m n.p.m.), oznaczony pochylonym kamiennym słupkiem. Z Przełęczy pod Jałowcami schodzimy przesadnie już stromym zboczem ku szosie w Rybnicy Małej, gdzie dostrzegamy zabytkowy budynek z charakterystyczną dla obszaru Sudetów konstrukcją przysłupową odciążającą zrębowe ściany parteru i przejmującą ciężar szachulcowego piętra. Umieszczona w szczycie budynku gotycka czcionka zapala w nas iskierkę nadziei, że oprócz kontemplacji architektury, kupimy tutaj również coś do picia. Spacerujący dookoła obiektu właściciel gasi jednak nasze zapędy, tłumacząc, że w okresie świątecznym gospoda jest nieczynna. ,,Schluss" - potwierdzamy czekającym na rozwój wydarzeń niemieckim motocyklistom.
Niebieski szlak doprowadza nas do skrzyżowania z Głównym Szlakiem Sudeckim, którym możemy powędrować dalej albo w Góry Kamienne, albo w Góry Sowie. Oczywiście przybyliśmy tutaj, aby eksplorować te drugie, a więc kierujemy się ku Jedlinie-Zdrój. Odcinek od stacji kolejowej w Jedlinie do Rozdroża pod Moszną jest nam już znany. Bardzo liczymy na sklep spożywczy w Jedlince, przed podejściem na Przełęcz Marcową. Nie rozczarowujemy się. Kupujemy hurtem dwa litry płynów, mając nadzieję, że nikt więcej nie wyruszył dzisiaj na trasę bez zaopatrzenia w wodę (albo w jednym bucie innym).
Na Przełęczy Marcowej jest okazja do porównania klimatu listopadowego z kwietniowym. Niby jest dużo mniej tajemniczo, ale tuż za przełęczą czeka nas interesujące spotkanie. Z krzaków z warkotem motorynki wytacza się osobnik, który przedstawia się jako geolog i lekko sepleniąc, pyta czy wiemy gdzie jesteśmy. Bo on nie wie. A chciałby być w dawnej kopalni uranu w okolicach Jawornika. Wyciągamy mapę, pomagając mu się odnaleźć, po czym potwierdzamy, że tak, powinien się ze swoim sprzętem jeżdżącym ewakuować z Parku Krajobrazowego.
Bez dalszych przygód docieramy do Rozdroża pod Moszną, gdzie tym razem wybieramy drogę nie na Walim, a na Przełęcz Sokoła. Wkrótce docieramy do Rzeczki, zimowego centrum narciarskiego, pełnego karczm pod i nad Sową. Pnącą się pod górę drogą bitumiczną podążają chętni do zdobycia Wielkiej Sowy... albo przynajmniej jednego ze znajdujących się u jej podnóża schronisk. Pierwszy jest ,,Orzeł", gdzie zatrzymujemy się na uzupełnienie kalorii. Co prawda knedlik sowiogórski już się skończył, ale wciąż dostępne są pierogi ruskie ze śmietaną... oraz sowie marcowe. Co ciekawe, po drodze do schroniska napotkamy znaki jedynego w Polsce szlaku fioletowego. Prowadzi on częściowo tzw. Srebrną Drogą, a częściowo Drogą Gwarków, na Przełęcz Walimską. Jak wieść niesie, kolor szlaku został wybrany na przekór biurokratycznym zasadom PTTK, do którego po wsparcie zgłaszał się bez skutku autor trasy.
Bez dalszych przygód docieramy do Rozdroża pod Moszną, gdzie tym razem wybieramy drogę nie na Walim, a na Przełęcz Sokoła. Wkrótce docieramy do Rzeczki, zimowego centrum narciarskiego, pełnego karczm pod i nad Sową. Pnącą się pod górę drogą bitumiczną podążają chętni do zdobycia Wielkiej Sowy... albo przynajmniej jednego ze znajdujących się u jej podnóża schronisk. Pierwszy jest ,,Orzeł", gdzie zatrzymujemy się na uzupełnienie kalorii. Co prawda knedlik sowiogórski już się skończył, ale wciąż dostępne są pierogi ruskie ze śmietaną... oraz sowie marcowe. Co ciekawe, po drodze do schroniska napotkamy znaki jedynego w Polsce szlaku fioletowego. Prowadzi on częściowo tzw. Srebrną Drogą, a częściowo Drogą Gwarków, na Przełęcz Walimską. Jak wieść niesie, kolor szlaku został wybrany na przekór biurokratycznym zasadom PTTK, do którego po wsparcie zgłaszał się bez skutku autor trasy.
Niecały kilometr za schroniskem ,,Orzeł" napotykamy schronisko ,,Sowa". Zaglądamy do środka, ale w przeciwieństwie do niżej położonego obiektu, nie widać tu żywej duszy. Przybijamy pieczątki i uciekamy. Po pokonaniu kolejnego kilometra osiągamy znany nam już szczyt Wielkiej Sowy. Wieża widokowa jest- a jakże- nieczynna (tym razem chyba nie trafiliśmy z godziną), nie działa również barek. Wokół rozsiedli się za to amatorzy ognisk. Nic tu po nas, schodzimy do Koziej Przełęczy.
Jesteśmy teraz mądrzejsi o wiedzę, że to na Koziej Przełęczy zaczyna się Ścieżka Grabowskiego, sprowadzająca do Kamionek. Na rozstaju dróg wybieramy trasę oznaczoną czerwonymi strzałkami... które gubimy niemal natychmiast. Z pomocą przychodzi czarny szlak (jak to z czarnymi szlakami bywa, nie zaznaczony na mapie laminowanej), również prowadzący w interesującym nas kierunku. Udaje się podążać za nim bez problemu prawie do samego końca, nie licząc drobnego incydentu, kiedy to czarne znaki zmieniają się w pomarańczowe strzałki...
Komentarze
Prześlij komentarz